20.6.12

Kilka ujęć naszego bystrzaka




Jak widać gryzienie zgrzebła jest nie mniej relaksujące niż samo nim wyczesywanie ;)


Kto by pomyślał że ten pies potrafi być poważny ;)


Jak widać potrafi :D


Nie ma to jak badylek na przekąskę


A na koniec krótki filmik








14.6.12

 Witam wszystkich i pozdrawiam od całej naszej trójki!



Wpis ten ukazuje się z baardzo dużym opóźnieniem wynikłym z mojej winy, ponieważ to co za chwilę przeczytacie było już napisane w poniedziałek, ale z braku czasu nie udało mi się dołączyć tuż po napisaniu zdjęć i filmików. W końcu znalazłem chwilkę i uzupełniłem braki i oto jest! Miłej lektury!



Stało się! Jest nas troje! A oto nowy członek naszej rodzinki - Izer :)



Dnia 30 maja nasze pędzidło zajechało pod dom, w którym urodził się Izerek. Dom ten położony jest w malowniczej wsi nieopodal jezior Złotnickiego i Leśniańskiego, oraz zasilającej ich rzeczki Kwisy. Rzeki zasilanej przez jeden ze strumyków, nad którym  oświadczyłem się Ali. Sama wioska licząca około pięćdziesięciu mieszkańców jest magicznym miejscem, gdzie nikną fale telefonii komórkowych, a jedyny "hałas" to liści szum, ptaków śpiew, dom z roku 1830 o konstrukcji przysłupowo-zrębowo-ryglowej wypełnionej szachulcem... pośród drzew. ;))



Po prostu magiczne miejsce - chciałoby się spakować tobołek i wywędrować tam na zawsze :) Skorzystaliśmy z możliwości zakwaterowania się tam i spędziliśmy w tym zacisznym zakątku świata kilka dni pozwalając naszemu Aniołkowi przyzwyczaić się do nas i do naszego pędzidła oraz poznaliśmy bliżej wszystkich domowników- tych dwu i tych czteronożnych. Jako że to nasze ukochane Pogórze Izerskie, nie odmówiliśmy sobie zapuszczenia się w dobrze nam znane i baaardzo lubiane okolice Świeradowa Zdrój.
Pogoda co prawda nie była tym razem nam przychylna tak jak to do tej pory bywało, ale słodka mordka naszej Kluseczki rekompensowała nam wszystko.



Pozwoliliśmy sobie również na wypad do Brzegu, by odwiedzić Szwagierkę i jej drugą połowę oraz by w końcu na własne oczy ujrzeć Herbaciarnię, którą to moja Szwagierka zarządza. Swoją drogą pragnę Wam wszystkim polecić byście zajechali tam na szarlotkę jak będzie Wam po drodze - naprawdę warto!



Po kilku dniach błogiego aktywnego lenistwa nadszedł dzień, aby spakować manatki i ruszyć w pierwszą wielką podróż naszej Pociechy. Jakby nie patrzył, tysiąc kilometrów dla tak malutkiego psiaka to nie lada przeżycie. 

 
 

I zaczęło się! Wiedzieliśmy, że Goldenki to rasa bardzo inteligentna,  a w inteligencję naszego Profesorka nikt nie śmiał wątpić, ale kto to widział, by Bobas mający dziewięć tygodni ani razu nie "ochrzcił" wnętrza naszego pędzidła? Otóż ten maluszek załatwiał się tylko na postojach, a jak przez dłuższy czas postoju nie było a akurat musiał na stronę, to cichuteńko popiskując i przyszczypując ząbkami dawał nam znać, że przydało by się stanąć. 


Znam psy, które przez całe życie się tego nie nauczyły ;)
Kolejną miłą niespodzianką było, gdy przy kolejnym postoju Izerek na hasło "szeleczki" zrywał się na równe łapki i stawał przy Ali na tylnej kanapie pędzidła, pozwalając by mu szeleczki nałożyć. Na hasło "smycz" dawał sobie ją ładnie przypiąć do szeleczek i przysiadał przy drzwiach, gotów do wyjścia. Po prostu rewelacja!! Nie wspominając o tym, że nigdy wcześniej nie chodził na smyczy, a już od początku nie było z tym najmniejszego problemu.
Po długiej podróży Maluszek zrobił krótkie oględziny naszych skromnych kątów, i odpłynął w błogi sen.

 

Kolejne dni również obfitowały w niespodzianki. Otóż nasze Maleństwo od początku wybrało sobie jedno miejsce na załatwianie swoich potrzeb na gazetce. Większość potrzeb załatwia na spacerach, co też jest dla nas miłym zaskoczeniem, ponieważ szykowaliśmy się na długie tygodnie "brudnej roboty". W życiu bym nie pomyślał, że psia kupka będzie nas cieszyć, ale stało się: stolec naszego Słodziaczka każdorazowo sprawia, że uśmiech maluje się na naszych twarzach! No bo jak tu się nie cieszyć, kiedy nie ma w nim pasożytów, nie ma rozwolnienia, a z dnia na dzień oddaje go regularnie o zbliżonych porach, dając znać o takiej potrzebie :))


Jako że to taki inteligentny zwierz, nie zwlekaliśmy i rozpoczęliśmy edukację naszej Pociechy.
Pociecha przychodzi już od dawna, będąc wołana tak na hasło "chodź" jak i słysząc swoje imię, na spacerach podąża za dwunożnym bez konieczności przywoływania i nie klucząc po krzaczorach, siadanie i proszenie też już wychodzi mu całkiem nieźle, a w momencie jak piszę tego posta Maluszek uczy się przybijać piątkę :))


Bardzo lubi pić wodę mineralną z butelki (w trakcie nalewania jej do miski w plenerze lub w aucie), tak najbardziej mu smakuje.
Ponadto jest lepiej zorganizowany ode mnie ;) Zabawkami bawi się tylko w obrębie legowiska (!), a jak jakąś dostaje poza nim, łapie w pyszczek i wesoło do niego tupta. Lubi jak go się wyczesuje zgrzebłem i mam wrażenie, że działa to na niego relaksująco, a wyczesywany jest co wieczór. 



Po mieszkaniu chodzi za nami krok w krok. Gdy siadamy do posiłków nie żebrze przy stole. Gdy zaś on ma dostać miskę, czeka na nią w pozycji „siad” (szybko udało nam się zwalczyć nadmierną ekscytację związaną ze zbliżającym się jedzonkiem ;) Jak już wcina i zdarzy się, że wypadnie mu jakieś "ziarenko" z miseczki, pedantycznie zjada je w pierwszej kolejności, a dopiero później zabiera się za pozostałą zawartość miski :))
Długo można by tak wymieniać. Cud nie pies!




Wpis ten może i jest nieco skompresowany, ale pokrótce starałem się w nim zawrzeć co miało miejsce w ostatnich dniach w życiu naszej Trójki. Dobre i to na dobry początek po tak długiej ciszy!




Póki co wieści wystarczy, a ja ze swojej strony postaram się przynajmniej przy okazji weekendów wrzucać tu jakieś zdjątka czy filmiki :)