Jak widać gryzienie zgrzebła jest nie mniej relaksujące niż samo nim wyczesywanie ;)
Kto by pomyślał że ten pies potrafi być poważny ;)
Jak widać potrafi :D
Nie ma to jak badylek na przekąskę
A na koniec krótki filmik
14.6.12
Witam wszystkich i pozdrawiam od całej naszej trójki!
Wpis
ten ukazuje się z baardzo dużym opóźnieniem wynikłym z mojej
winy, ponieważ to co za chwilę przeczytacie było już napisane w
poniedziałek, ale z braku czasu nie udało mi się dołączyć tuż
po napisaniu zdjęć i filmików. W końcu znalazłem chwilkę i
uzupełniłem braki i oto jest! Miłej lektury!
Stało się!
Jest nas troje! A oto nowy członek naszej rodzinki - Izer :)
Dnia 30 maja nasze pędzidło zajechało
pod dom, w którym urodził się Izerek. Dom ten
położony jest w malowniczej wsi nieopodal jezior Złotnickiego i
Leśniańskiego, oraz zasilającej ich rzeczki Kwisy. Rzeki zasilanej
przez jeden ze strumyków, nad którym oświadczyłem się Ali. Sama
wioska licząca około pięćdziesięciu mieszkańców jest magicznym
miejscem, gdzie nikną fale telefonii komórkowych, a jedyny "hałas"
to liści szum, ptaków śpiew, dom z roku 1830 o konstrukcji
przysłupowo-zrębowo-ryglowej wypełnionej szachulcem... pośród
drzew. ;))
Po prostu magiczne miejsce - chciałoby się spakować
tobołek i wywędrować tam na zawsze :) Skorzystaliśmy z możliwości zakwaterowania się tam i spędziliśmy w tym zacisznym zakątku
świata kilka dni pozwalając naszemu Aniołkowi przyzwyczaić się
do nas i do naszego pędzidła oraz poznaliśmy bliżej wszystkich
domowników- tych dwu i tych czteronożnych. Jako że to nasze
ukochane Pogórze Izerskie, nie odmówiliśmy sobie zapuszczenia się
w dobrze nam znane i baaardzo lubiane okolice Świeradowa Zdrój.
Pogoda co prawda nie była tym razem nam przychylna tak jak to do
tej pory bywało, ale słodka mordka naszej Kluseczki rekompensowała
nam wszystko.
Pozwoliliśmy sobie również na wypad do Brzegu, by
odwiedzić Szwagierkę i jej drugą połowę oraz by w końcu na
własne oczy ujrzeć Herbaciarnię, którą to moja Szwagierka zarządza. Swoją drogą pragnę Wam wszystkim polecić byście
zajechali tam na szarlotkę jak będzie Wam po drodze - naprawdę
warto!
Po kilku dniach błogiego aktywnego lenistwa nadszedł
dzień, aby spakować manatki i ruszyć w pierwszą wielką podróż
naszej Pociechy. Jakby nie patrzył, tysiąc kilometrów dla tak
malutkiego psiaka to nie lada przeżycie.
I zaczęło się!
Wiedzieliśmy, że Goldenki to rasa bardzo inteligentna, a w
inteligencję naszego Profesorka nikt nie śmiał wątpić, ale kto
to widział, by Bobas mający dziewięć tygodni ani razu nie
"ochrzcił" wnętrza naszego pędzidła? Otóż ten
maluszek załatwiał się tylko na postojach, a jak przez dłuższy
czas postoju nie było a akurat musiał na stronę, to cichuteńko
popiskując i przyszczypując ząbkami dawał nam znać, że przydało
by się stanąć.
Znam psy, które przez całe życie się tego
nie nauczyły ;) Kolejną miłą niespodzianką było, gdy przy
kolejnym postoju Izerek na hasło "szeleczki" zrywał się
na równe łapki i stawał przy Ali na tylnej kanapie pędzidła,
pozwalając by mu szeleczki nałożyć. Na hasło "smycz"
dawał sobie ją ładnie przypiąć do szeleczek i przysiadał przy
drzwiach, gotów do wyjścia. Po prostu rewelacja!! Nie wspominając
o tym, że nigdy wcześniej nie chodził na smyczy, a już od początku
nie było z tym najmniejszego problemu. Po długiej podróży
Maluszek zrobił krótkie oględziny naszych skromnych kątów, i
odpłynął w błogi sen.
Kolejne dni również obfitowały w
niespodzianki. Otóż nasze Maleństwo od początku wybrało sobie
jedno miejsce na załatwianie swoich potrzeb na gazetce. Większość
potrzeb załatwia na spacerach, co też jest dla nas miłym
zaskoczeniem, ponieważ szykowaliśmy się na długie tygodnie
"brudnej roboty". W życiu bym nie pomyślał, że psia
kupka będzie nas cieszyć, ale stało się: stolec naszego
Słodziaczka każdorazowo sprawia, że uśmiech maluje się na naszych twarzach! No bo jak tu się nie cieszyć, kiedy nie ma w nim pasożytów,
nie ma rozwolnienia, a z dnia na dzień oddaje go regularnie o
zbliżonych porach, dając znać o takiej
potrzebie :))
Jako że to taki inteligentny zwierz, nie
zwlekaliśmy i rozpoczęliśmy edukację naszej Pociechy. Pociecha
przychodzi już od dawna, będąc wołana tak na hasło "chodź" jak
i słysząc swoje imię, na spacerach podąża za dwunożnym bez
konieczności przywoływania i nie klucząc po krzaczorach, siadanie
i proszenie też już wychodzi mu całkiem nieźle, a w momencie jak
piszę tego posta Maluszek uczy się przybijać piątkę :))
Bardzo
lubi pić wodę mineralną z butelki (w trakcie nalewania jej do
miski w plenerze lub w aucie), tak najbardziej mu smakuje. Ponadto jest
lepiej zorganizowany ode mnie ;) Zabawkami bawi się tylko w obrębie
legowiska (!), a jak jakąś dostaje poza nim, łapie w pyszczek i wesoło
do niego tupta. Lubi jak go się wyczesuje zgrzebłem i mam wrażenie,
że działa to na niego relaksująco, a wyczesywany jest co wieczór.
Po mieszkaniu chodzi za nami krok w krok. Gdy siadamy do posiłków
nie żebrze przy stole. Gdy zaś on ma dostać miskę, czeka na nią
w pozycji „siad” (szybko udało nam się zwalczyć nadmierną
ekscytację związaną ze zbliżającym się jedzonkiem ;) Jak już
wcina i zdarzy się, że wypadnie mu jakieś "ziarenko" z miseczki,
pedantycznie zjada je w pierwszej kolejności, a dopiero później
zabiera się za pozostałą zawartość miski :)) Długo można
by tak wymieniać. Cud nie pies!
Wpis ten może i jest nieco
skompresowany, ale pokrótce starałem się w nim zawrzeć co miało
miejsce w ostatnich dniach w życiu naszej Trójki. Dobre i to na
dobry początek po tak długiej ciszy!
Póki co wieści
wystarczy, a ja ze swojej strony postaram się przynajmniej przy
okazji weekendów wrzucać tu jakieś zdjątka czy filmiki :)